Gloria victis. 10
Rok 480 p.n.e., Największa armia, jaką widział dotychczas antyczny świat, pod dowództwem perskiego króla Kserksesa, wyrusza na podbój Grecji. W obronie swojej wolności staje Spartański król, Leonidas z 300 najdzielniejszymi wojownikami - walkę podejmują w wąwozie Termopile.
Gdy tylko zobaczyłem zapowiedź filmu "300" zadecydowałem, że muszę to obejrzeć. Nie dość, że dotyczący jednej z najwspanialszych bitew - jako przykład męstwa, to jeszcze na podstawie komiksu Franka Millera. I nie zawiodłem się. Film jest wprost doskonały. Lekko mroczny klimat, miłość, patos i krew. Dużo krwi, co jednak nie powinno dziwić gdyż komiksy Franka Millera, podobnie jak i filmy na nich oparte (vide Sin City) obfitują w brutalność oraz pewien element groteski, którym w "300" są Persowie. Przykładem może być wygląd elitarnej gwardii Kserksesa: wojownicy przypominają skrzyżowanie ninja z arabskimi wojownikami. Z kolei Spartanie są ukazani jako przeciwwaga dla groteskowych Persów - dobrze zbudowani, honorowi i naturalni. Bez zbędnych ozdób czy udziwnień.
Reżyserią zajął się Zack Snyder, reżyser, który dotychczas ma na swoim koncie doskonały remake horroru George'a A. Romeo, Świt żywych trupów. Kwestię muzyki powierzono Tyler'owi Bates'owi (tworzył muzykę do m.in. Świtu żywych trupów czy Bękartów diabła). Trzeba tu przyznać, że odwalił kawał dobrej roboty - muzyka doskonale wkomponowuje się w tło filmu. Honory należy też oddać charakteryzatorom - postacie wyglądają doprawdy świetnie, szczególnie groteskowe wojska Persów. Niewątpliwe oklaski należą się także aktorom - każdy doskonale wczuł się w swoją rolę, co nadawało filmowi realizmu.
Reasumując, film "300" jest doprawdy arcydziełem, które winne być przez każdego miłośnika filmów. Gorąco polecam.
Jakoś nie odnajduję się w tym Snyderowskim sznycie. Balansuje to na krawędzi wyczucia i dobrego smaku.